Jak rozpoznać manipulację językową?

Kopia MANIPULACJA W JĘZYKUW piątek, 22 listopada 2019 roku odbyło się drugie spotkanie Międzywydziałowego Koła Językoznawstwa Synchronicznego w tym roku akademickim. Gościliśmy panią prof. Elżbietę Wierzbicką-Piotrowską, która wygłosiła wykład i przeprowadziła krótkie warsztaty dla licznie zgromadzonych w sali słuchaczy.

By właściwie określić miejsce manipulacji pośród różnych technik perswazyjnych, prof. Wierzbicka-Piotrowska przywołała podział Mirosława Korolki. Wyodrębnił on trzy typy działań perswazyjnych:

  1. przekonywanie (nadawca chce przekazać ważny w swoim mniemaniu komunikat, do którego jest przekonany. Z taką sytuacją mamy do czynienia w nauce),
  2. nakłanianie (nadawca skłania odbiorców do przyjęcia tezy, do której sam nie jest do końca przekonany. Z nakłanianiem zetkniemy się w reklamach, propagandzie i dydaktyce),
  3. pobudzanie (ani nadawca, ani odbiorca nie są przekonani do danej tezy. Ten typ perswazji można dostrzec w akcjach politycznych i społecznych).

Z pewnością zaskoczeniem dla wielu było umieszczenie przez badacza dydaktyki razem z reklamą i propagandą. Nauczyciele niekoniecznie muszą być jednak przekonani co do konieczności nauczania określonych kwestii – ich zadaniem jest przygotowanie uczniów według wytycznych podstawy programowej. Widać to na przykład w tytułach wypracowań: „Mój najpiękniejszy dzień w życiu” bądź „Wokulski bohaterem pozytywnym”, a także w nazwach epok literackich (dodatnio nacechowane słowa oświecenie, renesans i pozytywizm, negatywnie – średniowiecze).

W praktyce trudno o taką dziedzinę życia, w której nie spotkamy się z manipulacją. Z czego wynika ta powszechność? Być może z samej istoty języka. W końcu Karl Popper zwrócił uwagę na to, że język jest przede wszystkim systemem argumentacyjnym nieodzwierciedlającym obiektywnie rzeczywistości. Każde słowo czy zdanie stanowi już więc komunikat naznaczony określonym punktem widzenia.

 

Jak definiuje się manipulację?

Jeszcze nie tak dawno w Słowniku języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego manipulację definiowano jako czynność stricte fizyczną: „czynność wykonywana ręcznie, zwłaszcza czynność precyzyjna, wymagająca zręczności i umiejętności”. Manipulować można było więc zarówno zamkiem, jak i wagą.

Wielki słownik języka polskiego pod redakcją Piotra Żmigrodzkiego rozróżnia przede wszystkim dwa rodzaje manipulacji: faktami i ludźmi. Pierwotne znaczenie odnoszące się do działań manualnych zostało podane jako trzecie, co pokazuje, że nastąpiło znaczące przesunięcie semantyczne.

A co ze związkiem manipulacji z językiem? Na to, że odbywa się ona w materiale właśnie językowym, zwróciła uwagę Urszula Żydek-Bednarczuk[1]. Zauważyła również, że efekt manipulacji jest niekorzystny dla odbiorcy. To spostrzeżenie warto przemyśleć. W końcu jeśli ktoś zachęca nas za pomocą różnych środków językowych do zakupu określonej rzeczy, to czy zawsze wiąże się to z naszą stratą?

Jerzy Bralczyk[2] zaś w swojej definicji manipulacji podkreślił nierównorzędność nadawcy i odbiorcy – ten pierwszy według badacza ma zawsze przewagę. Od wyjaśnień oceniających tę czynność z punktu widzenia etyki odcina się Marek Tokarz[3]. Uznał po prostu manipulację za chwyty komunikacyjne, w których stosuje się bodźce obliczone na reakcje nie całkiem świadome (lub całkowicie nieświadome).

Wśród cech manipulacji i okoliczności jej sprzyjających można zatem wyróżnić:

  1. działanie językowe będące częścią aktu komunikacji,
  2. działanie nieuczciwe,
  3. nierówność uczestników aktu mowy,
  4. instrumentalne traktowanie odbiorcy,
  5. symboliczność języka, a nie jego mimetyczność względem rzeczywistości.

 

Manipulacja – środki językowe i zasady perswazji

Prof. Wierzbicka-Piotrowska szczegółowo omówiła także środki językowe charakterystyczne dla manipulacji:

  • słownictwo nacechowane pozytywnie lub negatywnie,
  • zaimki my, nasz i lm. czasowników,
  • zaimki upowszechniające (np. każdy, wszyscy)
  • zdania z wbudowaną tezą,
  • pytanie retoryczne,
  • wypowiedzenia tak zbudowane, że nie da się im zaprzeczyć (np. Chyba pan nie zaprzeczy, że…)
  • komplementy pod adresem odbiorcy,
  • stosowanie sylogizmów niepoprawnie zbudowanych (przykład sylogizmu poprawnie zbudowanego: jeżeli każdy prostokąt jest czworokątem, a każdy kwadrat jest prostokątem, to każdy kwadrat jest czworokątem),
  • wykorzystywanie stereotypów językowych,
  • używanie słów w znaczeniu niezgodnym z kontekstem.

 

Jeśli chodzi zaś o zasady perswazji, związane przecież silnie z manipulacją, to zaliczają się do nich:

  • zasada sympatii (jeśli ktoś odwołuje się do czegoś, co lubimy, to łatwiej nam ulec jego wpływowi),
  • zasada społecznego dowodu słuszności (jeśli wszyscy coś robią albo mają określony pogląd, to jest to słuszne),
  • zasada autorytetu (odwołanie się do powszechnie aprobowanych wzorów),
  • zasada konsekwencji (jeśli ktoś powie zdanie X, a później mu zaprzeczy, to traci wiarygodność),
  • zasada wzajemności (wykorzystywana w kampaniach reklamowych – zobligowanie do odwzajemnienia),
  • zasada limitu (np. wskazywanie na ograniczenie czasowe promocji),
  • zasada spełnionych oczekiwań (odczytywanie oczekiwań odbiorców i kształtowanie według nich wypowiedzi).

Title

Po dokładnym przedstawieniu tego zjawiska prof. Wierzbicka-Piotrowska przeprowadziła krótkie warsztaty z rozpoznawania elementów manipulacji. Osobom, które nie mogły pojawić się na spotkaniu, polecamy artykuł Teresy Hołówki[4]. Znajdują się tam przykłady analizowanych przez nas zdań wraz z ich omówieniem.


[1] Por. U. Żydek-Bednarczuk, Zmiany w zachowaniach komunikacyjnych a problem strategii i manipulacji [w:] P. Krzyżanowski, P. Nowak (red.), Manipulacja w języku, Lublin 2004.

[2] Por. J. Bralczyk, Manipulacja językowa [w:] Z. Bajer, E. Chudziński (red.), Dziennikarstwo i świat mediów, Kraków 2000, s. 244–250.

[3] Por. M. Tokarz, Argumentacja, perswazja, manipulacja, Gdańsk 2006.

[4] T. Hołówka, O logikę usługową i rewizję jej programu, „Edukacja Filozoficzna” 1988, vol. 5.

Językoznawca w wyszukiwarce, czyli o pozycjonowaniu tekstu

Coraz trudniej na świecie o człowieka, który nie korzystałby regularnie z wyszukiwarek internetowych. Obecnie nie do pomyślenia wydaje się, żeby nawet sporadyczny użytkownik internetu nie słyszał o marce Google. Jeśli podjąć się tzw. gry w skojarzenia – powiedzieć „internet”, to pomyśleć „wyszukiwarka”, pomyśleć „wyszukiwarka”… to pomyśleć „Google”. Dochodzi do sytuacji, w której korzystamy z niej podświadomie!

Kolejne w tym roku spotkanie zupełnie świadomie poświęciliśmy zagadnieniu pozycjonowania tekstów w wyszukiwarkach internetowych. Liczbę mnogą – „wyszukiwarki” – zamienimy jednak od razu na pojedynczą, gdyż jak się dowiedzieliśmy, aż 97% użytkowników wpisuje zapytania do Google’a. Jak się zaraz okaże – nie bez powodu. To na tej wyszukiwarce skupiły się zatem wszystkie nasze marcowe rozważania.

google-code-seo-algorithm3-ss-1920

Naszym gościem była mgr Anna Pilińska z Wydziału Polonistyki UW. Poza prześwietleniem mechanizmów Google’a i wtajemniczeniem słuchaczy w sposoby działania algorytmów wyszukiwarki i wzoru artykułu internetowego, nasza referentka podała też receptę na najlepszy facebookowy post – ale o tym w dalszej części wpisu.

To, co sprawia autorom nowych artykułów największy problem, to zmienność algorytmów wyszukiwarki. Google średnio co trzy miesiące aktualizuje zasady, na jakich teksty walczą o swoją popularność (czy też niezbędną w żargonie copywriterskim „klikalność”). Jedna zasada pozostaje niezmienna – okazuje się, że najlepszy tekst, z największą szansą na wysoką pozycję w naszych wynikach, to po prostu tekst poprawny językowo! Szok. Nikt z uczestników spotkania nie zdawał sobie dotychczas sprawy z dokładności, a nawet językowego puryzmu Google’a. Nie chodzi tu bynajmniej tylko o błędy ortograficzne, czy tzw. literówki, bo krytyce wyszukiwarki podlega również nie tylko składnia, lecz także stylistyka, naturalność i odpowiedniość tekstu do jego tematu. Czy w obliczu takiego, coraz doskonalszego robota, rola językoznawców i redaktorów przestanie być istotna?

Na stronie samej wyszukiwarki przeciętny użytkownik spędza jedynie 5% swojego czasu, prawie 50% zaś na stronach, do których odsyłają nas wskazane przez nią wyniki.1 Co jeszcze (poza stroną redakcyjną) decyduje zarówno o dosłownej, jak i przenośnej wyższości jednych tekstów nad drugimi i dlaczego klikamy w ten link, a nie w inny? Równie istotne okazują się tu nomen omen „słowa kluczowe” (keywords), a są nimi te wyrazy, które najczęściej są wpisywane w wyszukiwarkę przez użytkowników. Jeśli takich popularnych wyrazów użyjemy w naszym artykule kilkakrotnie, to tekst będzie wyświetlał się znacznie wyżej od innych. Niebagatelną rolę odgrywa również sam tytuł, który powinien być krótki, zawierać jedno ze słów kluczowych i oczywiście być poprawny językowo (nad tym nieustannie czuwa „googlebot”2).

Jak zatem wygląda praca autora, którego teksty regularnie pojawiają się na pierwszych miejscach w wynikach wyszukiwań (czyli tzw. SERP-ie3)? Artykuł musi być przede wszystkim zgodny z systemem SEO4. Co to znaczy? Tekst musi spełniać warunki, jakie nakłada nań Google, czyli:

  • Tekst musi zawierać odpowiednią liczbę dobrze rozmieszczonych słów kluczowych

  • Tekst musi być zgodny ze swoim tytułem

  • Tekst powinien mieć dobrze dopasowane do treści nagłówki

  • Tekst powinien zawierać kilka odsyłaczy do innych stron o podobnej tematyce

  • Tekst powinien zawierać link do filmu (najlepiej z „komentarzem eksperckim”).

MKJS1

To jest klucz, który pozwala artykułom regularnie lądować na najwyższych pozycjach w SEO. Autor więc najpierw musi ustalić dla swojego tekstu bazę słów kluczowych, którymi będzie się w nim posługiwał (co ciekawe, najlepiej pozycjonowane są teksty, w których słowa kluczowe są odmienione przez kilka przypadków, oczywiście tylko poprawnie). W poszukiwaniu takich słów warto sięgnąć do specjalnych programów, tzw. plenerów, które za odpowiednią opłatą, wskażą nam, jakie słowa w ostatnim czasie są najbardziej pożądane przez użytkowników i niejako na ich podstawie pisze się właściwy tekst.

Głównymi zasadami zatem wydają się: poprawność tekstu, zgodność z tematem i przede wszystkim zgodność ze wspomnianymi systemami Google’a, które pozycjonują teksty. Nie należy jednak zapominać o atrakcyjności każdego internetowego wpisu. Są nawet całkiem konkretnie określone reguły posta na Facebooku, który – jak wynika ze statystyk – zdobywają znacznie więcej lajków od innych, nawet jeśli nie są sponsorowane. Posty publikowane na portalach społecznościowych powinny być bardzo emocjonalne. Taki wpis będzie bardziej popularny, jeśli zastosujemy w nim wiele wykrzyknień, dołączymy do niego zdjęcie, oznaczymy na nim trzy osoby, zaopatrzymy go w kilka pozytywnych emotikonów i odeślemy do jakiegoś innego posta albo innej strony internetowej. Z kolei na popularności straci post, który będzie odsyłał do filmu na YouTube’ie (takich przecież jest mnóstwo).

Każda strona czy też wyszukiwarka internetowa działa na swoich zasadach i jeśli zależy nam na wysokiej pozycji w wynikach, to nie ma innej możliwości, niż pokorne dostosowanie się do reguł ich gry. Na szczęście reguły, które stawia przed użytkownikami Google, nie wpływają negatywnie ani na informatywność wyszukiwarki, ani na rzetelność artykułów, do których odsyła. Zasady pozycjonowania, choć są skomplikowane, muszą działać kompleksowo. Wszystko po to, aby użytkownik otrzymał takie wyniki, jakich w danej chwili oczekuje.


[1] SERP – (ang. Search Engine Results Page) strona rezultatów wyszukiwania. Taka strona generowana jest za każdym razem, kiedy wpisujemy w wyszkiwarkę jakieś hasło.

[2] SEO – (ang. Search Engine Optimization) optymalizacja tekstu pod kątem wyszukiwarek internetowych. Tekst zgodny z tym systemem będzie pozycjonowany znacznie wyżej od innych, niezgodnych z tym systemem).

[3] Statystyki dotyczą całkowitego czasu spędzanego w internecie. Pozostały czas statystyczny użytkownik spędza na przeglądaniu stron mediów społecznościowych oraz sklepów internetowych.

[4] Googlebot sprawdza każdą stronę internetową nawet do kilkunastu razy dziennie, głównie po to, by w tekście zaakceptowanym przez Google i spozycjonowanym wysoko nie pozolić autorowi na wprowadzenie zmian. Artykuł, w którym zostały przeprowadzone zmiany (np. by wykorzystać popularność tekstu do przemycenia w nim innych treści niż pierwotne) są automatycznie degradowane do bardzo niskiej pozycji.


Zamieszczona w tekście grafika pochodzi ze strony searchengineland.com.

Dzień Otwarty UW

Udział naszego koła na Dniu Otwartym UW staje się już tradycją. Podczas tegorocznej edycji (27.04) nasi przedstawiciele – wraz z innymi polonistycznymi kołami naukowymi – zachęcali licealistów do studiowania na Uniwersytecie (a zwłaszcza na Wydziale Polonistyki). Specjalną formą zachęty były językoznawcze zadania, za których rozwiązanie przyznawaliśmy nagrody!

59491562_675208036262440_6531526950811336704_n
fot. Klaudia Abucewicz
59684279_2354753228103935_5419761360433053696_n
W Dniu Otwartym brało udział także zaprzyjaźnione Koło Naukowe Języka Migowego i Kultury Głuchych UW (fot. Gabrysia Gawrońska)

WP_20190508_11_27_03_Pro

Kronika MKJS: Czy językoznawca może być detektywem?

Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawialiśmy się na styczniowym spotkaniu Koła. Naszym gościem był Jan Gołębiowski, psycholog i profiler kryminalny, autor książki Profilowanie kryminalne. Wprowadzenie do sporządzania charakterystyki psychofizycznej nieznanych sprawców przestępstw.

Kroniki kryminalne, jak się okazuje, pełne są przestępstw, których sprawcy pozostawili po sobie szczególny „trop” w postaci środków językowych, które stają się poszlakami w śledztwie. Jak się okazuje, wszelkie teksty pozostawione przez przestępcę mogą znacząco wpłynąć na rozwiązanie zagadki.

Typowymi śladami są np. powtarzające się błędy ortograficzne zdradzające, że nasz potencjalny sprawca nie tylko mało uważnie słuchał na lekcjach polskiego, ale też raczej nie ma wyższego wykształcenia. Na pochodzenie autora może zaś wskazywać używanie przez niego regionalizmów. Inne cechy charakterystyczne to np. bogate słownictwo, logiczna budowa tekstu i obecność wulgaryzmów. Aluzje literackie czy wykorzystanie danego gatunku literackiego (apel, manifest, list, SMS itd.) również wyraźnie świadczą o zamiarach, potrzebach lub poziomie intelektualnym szantażysty.

Na spotkaniu zapoznaliśmy się także z najpopularniejszymi sprawami, w których ważną rolę odegrała analiza komunikatów językowych. Wśród nich są m. in. sprawy Kuby Rozpruwacza z XIX wieku i Teda Kaczynskiego (1978–1995) znanego jako Unabomber. W Polsce były to np. sprawa z Jeleniej Góry z 1973 roku czy przypadek Gumisia, krakowskiego podkładacza bomb.

kaczynski1
Jeden z dokumentów pozostawionych przez Teda Kaczynskiego.

Spotkanie zakończyliśmy ożywioną dyskusją. Pytaliśmy m. in. o to, jak często wykorzystywane są zasady stylometrii podczas śledztwa i o ogólną charakterystykę listów samobójców. Wzbogaceni o tę wiedzę, jak również podekscytowani możliwościami pracy w charakterze językoznawcy-detektywa, postanowiliśmy zagłębić się w temat. W najbliższym czasie zamierzamy opublikować bardziej rozbudowany wpis dotyczący profilowania językowego przestępstw. 

PS Zainteresowanym polecamy serial Manhunt: Unabomber dostępny na platformie Netfilx. Szczegółowo została w nim przedstawiona praca profilera, który przyczynił się do rozwiązania sprawy Teda Kaczynskiego. 

 


Fotografia w tekście: U. S. Marshals Service, licencja CC BY-ND 2.0.

W poszukiwaniu siódmej funkcji języka – część 3

Powieść Laurenta Bineta Siódma funkcja języka zabiera nas w podróż po złożonej i niejednoznacznej naturze języka. W poprzednich częściach podsumowania naszej przygody z Binetem (można je znaleźć tutaj i tutaj) zastanawialiśmy się nad tym, czy słynny katalog sześciu funkcji języka można rozszerzyć o jeszcze jedną. W części ostatniej przyjrzymy się samemu utworowi.

Siódma funkcja języka, czego doświadczyliśmy sami, potrafi sprawić filologom niezłą frajdę. Czy sama w sobie jest przy tym warta głębszej analizy? Uważamy, że tak – dzieło Bineta można uznać za dobry przykład powieści postmodernistycznej. Przekonało nas do tego chociażby zakończenie książki, a zwłaszcza dość zaskakujące słowa o Simonie Herzogu: „Simon nie wierzy w ocalenie, nie wierzy, że ma jakąś misję do spełnienia na ziemi, przeciwnie – uważa, że nic nie jest w pełni zapisane z góry i nawet jeśli znajduje się w rękach sadystycznego i kapryśnego powieściopisarza, jego los nie jest jeszcze przesądzony”. Tego typu zwroty autotematyczne są bardzo częste we współczesnych powieściach, zwłaszcza w połączeniu z autoironią – powaga pisarza-twórcy zostaje przez samego autora zakwestionowana, traktuje on samego siebie z pewnym dystansem, ustępując miejsca bohaterowi i postrzegając go jako samodzielny, całkowicie odrębny byt.

W kolejnych linijkach tekstu wyraźne widać, że wyemancypowanie się bohatera jest w Siódmej funkcji języka bardzo daleko posunięte: „trzeba (…) robić wszystko jakby boga nie było, bo jeśli istnieje, to jest w najlepszym przypadku kiepskim powieściopisarzem i nie zasługuje ani na to, by go szanować, ani być mu posłusznym”. Odniesienia autotematyczne pojawiają się w powieści Bineta często, a autor nie unika też aluzji metatekstualnych: „(Simon) nie chce, by pisarz, jeśli pisarz istnieje zrozumiał, jak to zrobił. Nikt nie powie, że ktokolwiek może w nim czytać jak w książce”.

Laurent Binet © enfinbref
Laurent Binet, autor „Siódmej funkcji języka”.  Fot. © enfinbref

Zabiegi zastosowane w zakończeniu w bardzo ścisły sposób łączą się z postmodernistyczną wizją literatury, jednak we wcześniej omawianych fragmentach również można dostrzec wyraźne nawiązania do tej konwencji. Są to między innymi: fabuła, będąca jedynie pretekstem do snucia refleksji daleko wykraczających poza treści zawarte w tekście; pomieszanie porządku realistycznego i fikcyjnego (trudno odróżnić prawdę od fikcji), połączenie w obrębie jednej powieści różnych gatunków (kryminału, powieści sensacyjnej, a także politycznej); eklektyzm (połączenie stylu naukowego i potocznego, a czasem wręcz wulgarnego); odniesienia intertekstualne (w Siódmej funkcji języka świadczą o tym liczne nawiązania do filmów z serii o Jamesie Bondzie); eksperymenty formalne, elementy parodii, nieustanna gra z czytelnikiem.

Na zakończenie spotkania pozwoliliśmy sobie na nieco luźniejszą wymianę myśli dotyczącą naszego osobistego odbioru Siódmej funkcji języka i próbę oceny samego pomysłu na tę powieść. Czy „kryminał dla polonistów” (tak często bywa określany w recenzjach utwór Laurenta Bineta) może być interesujący również dla „nie-polonistów”? A czy z kolei próba przedstawienia skomplikowanych koncepcji językoznawczych w atrakcyjnej i przystępnej, a zarazem dużo bardziej uproszczonej formie, może być w jakiś sposób pomocna polonistom? Czy przemieszanie tylu porządków, stylów i poetyk w jednej powieści, a jednocześnie chęć utrzymania możliwie spójnej całości, nie jest mimo wszystko zadaniem niemożliwym do wykonania?

Powieść postmodernistyczna zawsze otwiera wiele możliwych ścieżek interpretacyjnych i unika narzucania jedynej słusznej, dlatego to właśnie od intencji odbiorcy zależy, w którym kierunku podąży. Jeśli potraktujemy Siódmą funkcję języka jako dobrą literaturę rozrywkową czy też ukłon w stronę literatury popularnej, możemy odkryć w niej fascynującą zabawę konwencją i rozległe nawiązania do klasyki literatury detektywistycznej czy kultowych filmów akcji. Jeśli decydujący okaże się dla nas groteskowy aspekt utworu, możemy traktować powieść przede wszystkim jako świetną satyrę na środowisko francuskich intelektualistów w latach 80. Jeśli zwrócimy uwagę głównie na polityczne rozgrywki, nieczyste interesy i próbę zdobycia władzy nie do końca uczciwie, możemy pogłębić nasze przemyślenia dotyczące metod oddziaływania na opinię publiczną i manipulowania nią.

I wreszcie: wydaje się, że każdy pretekst do refleksji nad językiem, sposobami w jaki się go używa i do jakich celów wykorzystuje; nad tym, jakim przemianom podlega, a co pozostaje w nim stałe; nad tym, czym różni się jego ujęcie teoretyczne od praktycznego oraz nad tym, co jeszcze można w nim odkryć – jest wystarczająco dobry.


Wszystkie cytaty pochodzą z książki: L. Binet, Siódma funkcja języka, tłum. W. Dłuski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.

W poszukiwaniu siódmej funkcji języka – część 2

Czy siódma funkcja języka pozwala manipulować ludźmi, zdobyć władzę i kontrolować innych? Laurent Binet, poszukując odpowiedzi na to pytanie, wplata do swojej opowieści prawdziwe wydarzenie z najnowszej historii Francji – prezydencką debatę z 1981 roku.

Uwaga! Pierwszą część relacji ze spotkania poświęconego książce „Siódma funkcja języka” można znaleźć tutaj.

Bohaterowie powieści, z początku nastawieni raczej sceptycznie, z czasem nie tylko zyskują pewność co do istnienia siódmej funkcji języka, lecz także zaczynają podejrzewać, że może ona być pragnieniem wielu ludzi, również tych mających niecne zamiary. Ostatecznym dowodem na skuteczne (a zarazem niebezpieczne) działanie tej funkcji staje się debata między urzędującym prezydentem Valérym Giscardem d’Estaing a jego kontrkandydatem François Mitterrandem. Mitterrand od początku przywiązuje dużą wagę do słów i wyłapuje te fragmenty wypowiedzi Giscarda, które uważa za nietrafne, a następnie w odpowiednim momencie przypomina o nich po to, aby ośmieszyć przeciwnika (kwestia „człowieka z przeszłości”). Kandydat socjalistyczny stawia sobie za cel demaskowanie wszelkiej poprawności politycznej, pozwalającej na unikanie słów niewygodnych i zastępowanie ich eufemizmami, dlatego ostro krytykuje obecnego prezydenta za mówienie o „poszukujących pracy”, zamiast o „bezrobotnych” („Znam dobrze rozróżnienie semantyczne pozwalające uniknąć słów, które parzą język”).

giscard mitterand
Valéry Giscard d’Estaing (z lewej) i François Mitterrand w debacie telewizyjnej przed drugą turą wyborów prezydenckich, 9 maja 1981 roku

Mitterrand doskonale opanował też umiejętność użycia różnych zabiegów retorycznych, na przykład trybu warunkowego („Na jakiej podstawie mam sądzić, że przez nadchodzące siedem lat robiłby pan co innego, niż przez siedem minionych?”). Potrafi również świetnie budować napięcie w swoich wypowiedziach i przykuć uwagę odbiorcy za pomocą pytań, na które po stosownej pauzie sam udziela odpowiedzi. W pewnym momencie Simon Herzog odkrywa, że w wypowiedziach kandydata na prezydenta jest coś samosprawdzającego się i przez to – performatywnego. W miarę trwania debaty Mitterand mówi coraz szybciej, staje się coraz bardziej zaczepny, a przy tym – precyzyjny i wymowny. Formułując zarzuty wobec Giscarda, odwołuje się do emocji publiczności. Każda wypowiedź Mitterranda ma w zasadzie drugie dno: zwraca się on do swojego przeciwnika politycznego, a zarazem do wszystkich, którzy go nie cierpią („A jeśli pan wyobraża sobie, jaki będzie od najbliższego poniedziałku stan ducha Francji, jej niesamowita wola zmiany, to znaczy, że nie rozumie pan nic z tego, co się dzieje w tym kraju”).

Z czasem staje się jasne, że przez cały okres trwania debaty Mitterrand manipuluje Giscardem. Posługuje się prostym schematem (robotnik = komunista) i w ten sposób sprowadza każdą antykomunistyczną wypowiedź prezydenta do ataku na tę liczną grupę społeczną, a przy okazji prezentuje siebie jako tego, który najlepiej rozumie ciężką robotniczą dolę („Służą do tego, by produkować, pracują, płacą podatki, służą do tego, by umierać na wojnach, służą do wszystkiego”). Bez wątpienia Giscard daje się w końcu złapać w pułapkę misternie zastawioną przez Mitterranda – kandydatowi socjalistycznemu udaje się doprowadzić do sytuacji, w której prezydentem nikt się nie przejmuje, ani nikt go nie słucha. Bayard i Herzog są przekonani, że to właśnie Mitterrand zdobył siódmą funkcję języka i wykorzystał ją w sposób bezkompromisowy po to, by zwyciężyć w wyborach.

Analiza dwóch fragmentów pozwala na wyciągniecie podobnych, niekoniecznie odkrywczych, choć zawsze aktualnych wniosków: zgodnie z wymową utworu prawdziwą władza to język, a ten kto potrafi zapanować nad językiem, może zapanować również nad innymi ludźmi.


Wszystkie cytaty pochodzą z książki: L. Binet, Siódma funkcja języka, tłum. W. Dłuski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.
Zdjęcie z debaty prezydenckiej Giscard-Mitterand pochodzi ze strony rozgłośni Europe 1. W sieci można znaleźć także zapis wideo całej debaty.
Trzecia i ostatnia część relacji ze spotkania poświęconej siódmej funkcji języka już wkrótce pojawi się na blogu.

W poszukiwaniu siódmej funkcji języka – część 1

Kolejne grudniowe spotkanie poświęciliśmy siódmej funkcji języka – temu, czy w ogóle istnieje, a jeśli tak, to jak możemy ją rozumieć. Nasza dyskusja dotyczyła fragmentów książki Laurenta Bineta Siódma funkcja języka [1].

Zanim podjęliśmy rozważania dotyczące głównego tematu naszego spotkania, uporządkowaliśmy najważniejsze informacje o samej powieści. Fabuła utworu Bineta koncentruje się wokół śmierci Rolanda Barthes’a, francuskiego językoznawcy i twórcy semiologii, który w 1980 roku został potrącony przez ciężarówkę. Szybko okazuje się, że Barthes’owi ukradziono cenny dokument, zawierający teorię siódmej funkcji języka – tajemniczej broni umożliwiającej manipulowanie ludzkimi myślami i działaniami. Czy zatem zdarzenie, początkowo wyglądające na wypadek, było tak naprawdę zaplanowanym morderstwem? A jeśli tak, to czy stoją za nim zazdrośni koledzy po fachu, czy też ktoś, kto pragnie wykorzystać siódmą funkcję języka do celów przestępczych lub propagandowych?

binet
Wydawnictwo Literackie

Sprawą zajmuje się komisarz Jacques Bayard, a jego pomocnikiem zostaje doktorant Simon Herzog. Młody naukowiec staje się przewodnikiem po dziwnym i niezrozumiałym dla policjanta świecie filozofów, krytyków i literatów. Narracja Siódmej funkcji języka biegnie więc dwutorowo: wątek kryminalny przeplata się w niej z niemalże akademickimi wykładami dotyczącymi kwestii semiotycznych i językoznawczych, wygłaszanych przez światowej sławy badaczy (bohaterami książki są między innymi Michel Foucault i Umberto Eco). Z czasem do tej hybrydy gatunkowej i stylistycznej (dyskurs naukowy i mowa potoczna) dodane zostają wątki charakterystyczne dla powieści sensacyjnej i szpiegowskiej (walki wywiadów i mafijne porachunki), a także elementy rozprawy politycznej (opisy brutalnej kampanii wyborczej).

Po wymienieniu się ogólnymi uwagami dotyczącymi powieści, przeszliśmy do głównego tematu spotkania, czyli próby znalezienia odpowiedzi na pytanie, czym właściwie jest siódma funkcja języka. Pierwszym badaczem, który sformułował wstępne teoretyczne rozważania na ten temat był Roman Jakobson – rosyjski językoznawca i jeden z twórców nurtu zwanego strukturalizmem. Jakobson w swojej rozprawie Poetyka w świetle językoznawstwa wyróżnił sześć elementów aktu komunikacji: nadawcę, odbiorcę, kontekst, komunikat, kontakt i kod.

Roman_Jakobson
Roman Jakobson (Wikimedia Commons, licencja CC BY 3.0)

Każdemu z tych składników odpowiada sześć funkcji wypowiedzi językowej, a są to kolejno: funkcja emotywna (służy do wyrażenia stanowiska nadawcy wobec komunikatu), funkcja konatywna (zorientowana na odbiorcę), funkcja poznawcza (wyrażenie sądu o rzeczywistości), funkcja poetycka (reprezentuje język w wymiarze estetycznym – gry z brzmieniem słów, powtórzenia, efekty rytmu), funkcja fatyczna (służy podtrzymaniu kontaktu między nadawcą a odbiorcą) oraz funkcja metajęzykowa (zmierza do sprawdzenia, czy nadawca i odbiorca używają tego samego kodu, za pomocą takich słów jak „rozumiesz?”, „znasz?”).

Na końcu rozprawy Jakobson podaje informację o jeszcze jednej funkcji języka, nazywanej magiczną, istniejącej jakby osobno i nieodpowiadającej żadnemu elementowi procesu komunikacyjnego. Funkcja magiczną rosyjski badacz rozumie jako przemianę nieobecnej albo nieistniejącej trzeciej osoby w odbiorcę komunikatu (na przykład za pomocą formuły „Niech ten jęczmień wyschnie, tfu, tfu, tfu”). Bohaterowie powieści Bineta mają jednak wątpliwości, czy można w tym przypadku mówić o funkcji w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ tego typu wezwanie magiczne działa skutecznie zazwyczaj tylko w bajkach. Simon Herzog zauważa również, że sam Jakobson wspomina o funkcji magicznej nieco mimochodem, jakby traktował ją nie do końca poważnie.

Inną, choć opartą na pracach Jakobsona, koncepcję dotyczącą siódmej funkcji języka sformułował brytyjski filozof John Austin. Funkcję tę, nazywaną performatywną, potocznie można wyjaśnić za pomocą stwierdzenia: „Kiedy powiedzieć znaczy zrobić”. Jest to zdolność pewnych wypowiedzi do urzeczywistnienia tego, co wypowiadają, przez sam fakt ich wygłoszenia w określonych kulturowo lub prawnie okolicznościach („Uznaję was mężem i żoną” lub „Uważam zebranie za otwarte”). Performatywy nie ograniczają się do stwierdzenia czegoś o świecie, lecz zmierzają również do spowodowania jakiegoś działania, do którego dochodzi tylko dlatego, że ta wypowiedź została sformułowana. Kiedy ktoś zadaje pytanie „Czy wie pan, która jest godzina?” nie oczekuje odpowiedzi „tak” lub „nie”, ale podania konkretnej godziny, zaś wypowiedź „Tu jest gorąco” wyraża tak naprawdę oczekiwanie, że ktoś zaraz otworzy okno.

Funkcja performatywna nie musi być zawężana tylko do wspomnianych przypadków, lecz może w sposób znacznie bardziej ekstensywny przekonać kogokolwiek do zrobienia czegokolwiek w jakiejkolwiek sytuacji. Można odnieść wrażenie, że ten, kto opanował siódmą funkcje języka, mógłby zapanować nad światem: wygrywać wybory, porywać tłumy, wywoływać rewolucje, budować imperia, oszukiwać na masową skalę.

Sposoby wykorzystywania języka do spełniania swoich ambicji można zaobserwować w powieści już podczas wizyty bohaterów w Logos Klubie. Bayard i Herzog są tam świadkami prawdziwego pojedynku na słowa, w trakcie którego dwóch ochotników, zaraz po wylosowaniu tematu (w tym przypadku brzmi on: „pismo kontra oralność”), ma za zadanie bronić przeciwnych stanowisk w dyskusji. Zwycięzca awansuje w klubowej hierarchii, przegrany zaś zostaje zdegradowany i ponosi dotkliwą karę. I nawet jeśli „zwolennik oralności” imponuje bogatą argumentacją, sypie cytatami jak z rękawa, powołuje się na autorytet Sokratesa („pismo tworzy mędrców pozornych, a nie ludzi naprawdę mądrych”) i stosuje obrazowe porównania („pismo to śmierć”), to jednak wystarczy jedno krótkie, lakoniczne, ale bardzo dobitne zdanie wypowiedziane przez „zwolennika pisma” (który słusznie stwierdza, że bez pism Platona nie wiedzielibyśmy nic o Sokratesie) i wykorzystanie przez niego jednego zabiegu retorycznego (sugestywnej pauzy), aby bezdyskusyjnie wygrać pojedynek.

[1] L. Binet, Siódma funkcja języka, tłum. W. Dłuski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018. Wszystkie cytaty wykorzystane w tekście pochodzą z tego wydania.

 


 

To jest pierwsza część relacji ze spotkania poświęconemu siódmej funkcji języka – kolejne wkrótce pojawią się na blogu!

Relacja z sympozjum „Formalny opis języka”

Część członków naszego koła wzięła udział w sympozjum poświęconym szeroko rozumianej humanistyce cyfrowej, zorganizowanym przez Instytut Lingwistyki Stosowanej UW oraz Instytut Języka Polskiego UW. Spotkanie odbyło się 16 listopada 2018 roku w budynku Wydziału Lingwistyki Stosowanej przy ul. Dobrej 55. Po czterech wystąpieniach badaczy z różnych polskich ośrodków naukowych była możliwość wzięcia udziału w warsztatach poświęconych samodzielnemu tworzeniu korpusów językowych – tam również nie zabrakło członków MKJS-u.

Poniżej zamieszczamy relację z wykładów wygłoszonych na sympozjum [1]:

  1. Adam Przepiórkowski, pracujący w Instytucie Podstaw Informatyki PAN oraz na Uniwersytecie Warszawskim, przedstawił referat pt. Lingwistyka formalna – po co?, w którym wyjaśnił założenia oraz zasadność formalnego opisu języka. Głównymi argumentami przemawiającymi za słusznością teorii formalistycznych są precyzja i eksplicytność opisu. Gramatyki stworzone w języku naturalnym nie są w stanie objąć całości języka (all grammars leak, jak głosi powiedzenie ukute prawdopodobnie przez Edwarda Sapira) [2], poza tym wykorzystanie do opisu słów języka naturalnego sprawia, że taka gramatyka jest niejednoznaczna. Precyzyjne i jednoznaczne sformułowanie gramatyki jest możliwe dzięki wykorzystaniu języka formalnego – np. języka logiki predykatów. Przepiórkowski zaprezentował dwa parsery składniowe stanowiące implementacje gramatyk formalnych – parser Świgra2 [3], wykorzystujący nieco zmodyfikowane założenia gramatyki formalnej Marka Świdzińskiego [4], oraz parser wykorzystujący gramatykę formalną POLFIE [5], rozwijaną przez Adama Przepiórkowskiego i Agnieszkę Patejuk, opartą na teorii Lexical-Functional Grammar.

    swigra
    Przykład formalnego opisu języka: drzewo rozbioru wygenerowane przez parser Świgra2    (http://swigra.nlp.ipipan.waw.pl)
  2. Kolejny referat – Dane ilościowe jako podstawa semantycznych modeli emotywnych – został wygłoszony przez prof. Barbarę Lewandowską-Tomaszczyk z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koninie. Celem wystąpienia była „prezentacja podstaw metodologii badań nad znaczeniem pojęć wyrażających emocje i uczucia, konstruowanej na podstawie badania danych ilościowych” [6]. Istotne dla teorii rozwijanej przez prelegentkę były pojęcia klasterów i megaklasterów znaczeniowych. Teoria przedstawiona przez Lewandowską-Tomaszczyk ma swoje praktyczne zastosowania. Wewnątrz danego klasteru, np. klasteru emocji związanych ze strachem, można – na podstawie układu proporcji takich czynników jak chęć ucieczki (flight), chęć zwalczenia strachu (fight) czy próg emotywny odczuwania strachu (OFI) – wyróżnić różnice semantyczne pomiędzy angielskimi słowami scared, petrified, cowered. Badaczka wykorzystuje również metody badań statystycznych GRID. Warto podać przykładowe wyniki badań ankietowych: okazuje się, że w języku polskim słowo strach łączy się z megaklasterem SMUTEK, w angielskim zaś fear bliższe jest megaklasterowi ANGER.
  3. Dr Piotr Pęzik z Uniwersytetu Łódzkiego wygłosił referat pt. Formalne, dystrybucyjne i psycholingwistyczne opisy frazeologii. Rozpoczął swój wykład od udowodnienia, że przy produkcji języka (tworzeniu kombinacji wyrazów) człowiek angażuje pamięć w dość wysokim stopniu. Świadczy o tym choćby fakt, że formalne znaczenie wyrazu jest nieużyteczne przy nauce języka obcego (najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie: możemy znać angielskie słowo make, ale nie powiemy make a photo, musimy pamiętać, że w języku angielskim mówimy take a photo). Następnie prelegent przedstawił różne sposoby ekstrakcji frazeologii – formalne (odnoszące się do struktury semantycznej i składniowej konstrukcji) i dystrybucyjne. Badacz zaprezentował dwie bazy kolokacji: PHRIME [7], poświęconą językowi angielskiemu, oraz HASK [8], umożliwiającą badanie polszczyzny. Baza ta zawiera program Kolozaurus, który służy do porównywania kolokacji danych wyrazów i przedstawia wyniki w postaci grafu.
  4. Ostatni referat Mały korpus historyczny i czego możemy się z niego dowiedzieć wygłosiła dr hab. Magdalena Derwojedowa z Uniwersytetu Warszawskiego. Mieliśmy szansę dowiedzieć się, jak buduje się korpus historyczny i jakie trudności czyhają na potencjalnych badaczy. Ważnym elementem wystąpienia było przedstawienie możliwości badania morfologii, składni czy ortografii. Prof. Derwojedowa nie mogła osobiście uczestniczyć w sympozjum, więc podczas jej wystąpienia zostało wykorzystane połączenie internetowe. Niestety, jakość połączenia nie pozwoliła w pełni cieszyć się bogactwem spostrzeżeń prelegentki.

W części warsztatowej, którą poprowadził dr Witold Kieraś z Instytutu Podstaw Informatyki Polskiej Akademii Nauk, uczestnicy zapoznali się z Korpusomatem, czyli narzędziem służącym do tworzenia korpusów. Korpusomat to bezpłatna aplikacja łącząca analizator morfologiczny (Morfeusz), tager (Concraft), program do rozpoznawania nazw własnych (Liner 2) i do identyfikacji terminologii zawartej w poszczególnych tekstach (TermoPL) oraz wyszukiwarkę korpusową (MTAS). Elementy składające się na pokazywane przez dr. Kierasia narzędzie funkcjonowały już wcześniej niezależnie od siebie, lecz dopiero po ich zespoleniu analiza korpusowa stała się przystępna dla osób niezajmujących się zawodowo lingwistyką informatyczną.

korpusomat2
Przykładowy korpus stworzony przez Korpusomat (korpusomat.pl).

Osoby biorące udział w warsztatach mogły stworzyć własny korpus oraz przekonać się, jak należy w nim szukać interesujących ich informacji. Statystyki są generowane automatycznie i pozwalają na sprawdzenie listy frekwencyjnej słów użytych w danym tekście oraz procentowego udziału leksemów reprezentujących określone kategorie gramatyczne. Można również przeprowadzić bardziej szczegółowe badania językowe, a umożliwia to intuicyjny konstruktor zapytań.

Na koniec uczestnicy otrzymali certyfikaty udziału w warsztatach. Mamy więc dowody na to, że jesteśmy przeszkoleni – zachęcamy do skorzystania z naszej pomocy przy pracy z Korpusomatem!

 


 

 

[1] Streszczenia autorskie wystąpień można znaleźć pod adresem: https://formalny.ils.uw.edu.pl/program/streszczenia/ (dostęp: 27.12.2018). Dalej oznaczane w przypisach jako Streszczenia.

[2]    A. Przepiórkowski i in., Formalny opis języka polskiego. Teoria i implementacja, Warszawa 2002, s. 2.

[3]    http://swigra.nlp.ipipan.waw.pl/ (dostęp: 27.12.2018).

[4]    M. Świdziński, Gramatyka formalna języka polskiego, Warszawa 1992.

[5]    http://zil.ipipan.waw.pl/LFG/ (dostęp: 27.12.2018).

[6] Streszczenia.

[7]    http://phrime.tt.com.pl/#/ (dostęp 27.12.2018).

[8] Piotr Pęzik, Paradygmat dystrybucyjny w badaniach frazeologicznych. Powtarzalność, reprodukcja i idiomatyzacja [w:] Metodologie językoznawstwa. Ewolucja języka, ewolucja teorii językoznawczych, pod red. Piotra Stalmaszczyka, Łódź 2013; http://pelcra.pl/hask_pl/Home# (dostęp: 27.12.2018).

Jak rozmawiać z Obcymi? Wokół „Nowego początku”

Na grudniowym spotkaniu Koła kontynuowaliśmy temat komunikacji międzyplanetarnej, rozpoczęty wystąpieniem Pawła na temat językowych wątków w twórczości Lema (omówienie tego spotkania – w dwóch częściach! – można znaleźć tutaj i tutaj). Tym razem, zachęceni pozytywnymi recenzjami – także autorstwa językoznawców – obejrzeliśmy film Nowy początek (Arrival, 2016) w reżyserii Denisa Villeneuve’a. Seans był bardzo udany nie tylko pod względem artystycznym, ale także jako punkt wyjścia do niezwykle ciekawej dyskusji.

(Uwaga! Poniższy tekst zdradza fabułę).

gleick_1-011917.jpg
Czy przybysze z kosmosu mają pokojowe zamiary?

Na Ziemię, do dwunastu krajów, przylatuje dwanaście statków kosmicznych z obcymi (nazwanymi przez ludzi Heptapodami) na pokładzie. Główna bohaterka, Louise Banks (Amy Adams), jest lingwistką pracującą na uniwersytecie w Massachusetts. Zostaje poproszona przez rząd o rozszyfrowanie języka obcych, nawiązanie z nimi porozumienia oraz poznanie celu ich przybycia.

Banks oraz członkowie jej zespołu badawczego wielokrotnie wchodzą na pokład statku kosmicznego stacjonującego w Stanach Zjednoczonych i podejmują próby porozumienia z dwójką przybyszów. Louise stara się nauczyć obcych języka angielskiego poprzez pisanie poszczególnych słów na przyniesionej tablicy (która jest niewielka, a litery pisane na niej są jeszcze mniejsze). Jednocześnie głowi się nad rozszyfrowaniem języka obcych bazującego jedynie na piśmie. Początkowo nasza bohaterka myśli, że niby-okrąg pisany przez obcego odpowiada jednemu słowu. W trakcie badań okazuje się jednak, że jest to zbiór słów układający się w spójną wypowiedź.

Po niedługim czasie – nie do końca wiadomo, w jaki sposób – Louise zaczyna rozumieć język obcych nawet bez pomocy komputera. Kluczowa w tym kontekście jest scena, w której mówi ona do Heptapoda po angielsku, on zaś odpowiada w swoim języku i… oboje doskonale się rozumieją.

Jak to możliwe? Otóż okazało się, że język obcych umożliwia nielinearne postrzeganie czasu. I rzeczywiście, dr Banks podczas nauki języka Heptapodów zaczyna żyć jednocześnie w kilku planach czasowych.

Tyle jeśli chodzi o zarys fabuły – zachęcamy do obejrzenia filmu! Nam nasunął on szereg spostrzeżeń, które wymieniamy w formie pytań i dajemy Wam do przemyślenia:

  • W jaki sposób bohaterka nauczyła się języka w tak krótkim czasie? Czy może był to rodzaj objawienia mistycznego?
  • W którym momencie nauki języka Louise zaczęła postrzegać czas nielinearnie? Czy pozostał on linearny w jej świadomości?
  • Na czym polega nielinearność czasu? Czy można porównać czas do przestrzeni?
  • Czy człowiek jest w stanie wyobrazić sobie nielinearny czas?
  • Gdzie jest teraźniejszość w nielinearnym czasie? Wszędzie?
  • Co znaczy umrzeć w nielinearnym czasie? Czy w ogóle można umrzeć, jeżeli wszystkie plany czasowe istnieją równocześnie?

 


Kadr z filmu Nowy początek pochodzi ze strony The New York Review of Books, na którym ukazała się recenzja filmu autorstwa Jamesa Gleicka, dziennikarza zajmującego się tematyką naukową. Właścicielem praw do grafiki jest Paramount Pictures.


Jak opisać obcą planetę?

Jeżeli życie poza Ziemią istnieje, to może być częściowo podobne do naszego, ale dużo prawdopodobniejsze wydaje się, że jest ono zasadniczo odmienne. Człowiek utalentowany plastycznie może je oczywiście narysować i zapewne będzie to sposób dający o niej lepsze wyobrażenie niż językowa charakterystyka. Nie sposób jednak i w tej malarskiej metodzie nie zauważyć wpływu języka. W końcu to, co widzimy po raz pierwszy, siłą rzeczy będziemy starali się odnieść do tego, co znamy, a ten proces w dużej mierze ma charakter językowy, ponieważ nasze doświadczenia zapisują się w pamięci jako splot komunikatów słownych i obrazów.

Swego czasu w internecie niezwykle popularne stało się zdjęcie wykonane przez łazik Curiosity na Marsie. Niektórzy potraktowali je jako dowód na istnienie życia pozaziemskiego, bo dostrzegli na nim tulącego się do marsjańskich skał gigantycznego kraba. Nie ma w takim rozumowaniu niczego dziwnego – jest ono doskonałym zobrazowaniem zjawiska pareidolii, czyli błędu poznawczego polegającego na tym, że zauważa się znane formy w zlepku przypadkowych szczegółów. Przykład innej rzeczy, która może wywołać taki efekt, widać na poniższej fotografii.

plan
Słynna „Marsjańska Twarz” sfotografowana przez sondę Viking 1 w lipcu 1976 roku

Jako żywo ludzka (dość przerażająca) twarz! Z podobnymi problemami muszą się zmierzyć bohaterowie Edenu i Solaris. W pierwszej z tych powieści ludzie lądują na planecie przynajmniej po części przypominającej Ziemię, dlatego wyobrażenie sobie stworzonego przez nich opisu nie powinno nastręczać czytelnikowi specjalnych trudności. Kłopot tkwi gdzie indziej. Weźmy przykład sceny rozgrywającej się zaraz po wydostaniu się kosmonautów ze statku. Jeden z nich, patrząc na zauważony obiekt, nazywa go pająkiem. Inni przyjmują tę interpretację i nagle w postrzeganym przedmiocie/zwierzęciu rozpoznają części pajęczego ciała. Dzieje się tak do momentu, w którym kolejny członek załogi nazywa tego pająka rośliną. Interpretacja przebiega podobnie jak w pierwszym wypadku – ludzie zaczynają zauważać w tym zwierzęciu elementy kojarzone z roślinami, choć nadal w tym opisie pojawiają się wyrazy wchodzące w skład przestrzeni pojęciowej PAJĄK.

Wnioski płynące z tej analizy można przedstawić w dwóch punktach. Po pierwsze, różnica w oglądzie przedmiotu wynikła prawdopodobnie ze zwrócenia uwagi na jego dwie odmienne cechy. Pierwszy bohater skupił się na kształcie, który skojarzył mu się z pająkiem, a druga postać rozpatrywała głównie sposób przemieszczania się – badany obiekt się nie poruszał, nie mógł więc być pająkiem, a stąd już niedaleko do dostrzeżenia w nim rośliny.

Po drugie, tak jak napisałem, możliwe jest wyobrażenie sobie charakteryzowanego zjawiska, jednak wygląd nie tłumaczy wszystkiego, a nawet zaciemnia pewne sensy. W końcu przez stwierdzenie fizycznego podobieństwa do organizmów ziemskich mimowolnie przypisujemy im też analogiczną funkcję. Widać to doskonale w tym przypadku, ponieważ w rzeczywistości obserwowany przedmiot nie był ani zwierzęciem, ani rośliną, ani nawet połączeniem obu z nich, ale – magazynem żywności.

Solaris-Symmetriade
Artystyczna wizja symetriady – jednego z tworów powstających na planecie Solaris (autor – D. Signoret)

Trochę inaczej wygląda to w Solaris. Podczas naszej dyskusji wspomnieliśmy o tym, że opisanie planety stanowi twardy orzech do zgryzienia ze względu na to, że Solaris to miejsce amorficzne. Na jej powierzchni znajduje się tylko ocean różniący się tym od znanego ludziom akwenu, że jest on tworem myślącym i woda przybiera w nim rozmaite kształty. Widzimy, że obserwowana istota, jej sposób zachowania i struktura biologiczna, nie przypominają niczego, co znane ludziom.

Maciej Płaza w książce O poznaniu w twórczości Stanisława Lema przytacza rozważania Manfreda Geiera tłumaczące językową niemożność wyrażenia tego, jak wygląda ocean [1] . Geier zauważa, że Solaris nie wpisuje się w ludzkie schematy pojęciowe istoty żywej, co musi prowadzić do sytuacji, w której „kiedy język nie posiada przedmiotowo-znaczącego punktu odniesienia, to nawet trwałe znaczenie jego znaków okazuje się w końcu fikcją. Co oznaczają pojęcia «ocean», «plazma», «mimoid», «śluz», «galareta», «mózg»… w kontekście solaryjskich opisów, jeśli wszystkie te znaki są jedynie nieporadnymi nazwaniami obcego świata?” [2]. Gdy opisujemy coś, co znajduje się na Ziemi, to nawet jeśli używamy określeń wieloznacznych, są one semantycznie precyzowane przez bezpośrednie otoczenie leksykalne. W przypadku charakteryzowania Solaris ten mechanizm nie zdaje egzaminu właśnie przez to, że język ujednoznacznia zdania odnoszące się do ludzkich, a nie solaryjskich realiów.

Podczas dyskusji pojawiły się też inne spostrzeżenia. Zwróciliśmy uwagę na kreatywność słowotwórczą Lema i zastanawialiśmy się nad tym, czy istnieje słowo całkowicie nieznaczące. Doszliśmy do wniosku, że nawet wyrazy stworzone tak, by nie wyrażać żadnej treści, zawsze się z czymś kojarzą. Rolę w tym poszukiwaniu sensu odgrywa nawet barwa samogłoski.

[1] M. Płaza, O poznaniu w twórczości Lema, Wrocław 2006, s. 374.

[2] M. Geier, Fantastyczny ocean Stanisława Lema (przyczynek do semantycznej interpretacji powieści science fiction „Solaris”), przeł. R. Wojnakowski, [w:] Lem w oczach krytyki światowej, Kraków 1989, s. 171.


Zdjęcie przedstawiające „Marsjańską twarz” pochodzi z portalu Wikimedia Commons i znajduje się w domenie publicznej.

Ilustrację symetriady autorstwa D. Signoreta znaleźliśmy na portalu Aliens Species. Umieścił ją tam użytkownik o nicku BlueFrackle


 

Wpis jest drugą częścią podsumowania naszego spotkania poświęconego Lemowi. Pierwszą można znaleźć pod tym adresem.